Strona główna | Mapa serwisu | English version
Nomay 2006
Gry ze Star Wars > LEGO Star Wars

LEGO Star Wars
Czyż Imperator, Vader i Darth Maul nie wyglądają pociesznie jako te fajniuśkie klocki Lego? Aż się proszą o to, żeby im pozamieniać główki, dać do ręki jakieś zabawkowe cuda z innych zestawów. Niestety, tak daleko posuniętych „konwersji” nie uświadczymy w Lego Star Wars - a szkoda, by ja bym się chętnie pobawił w taką dekonstrukcję. Na szczęście nawet pomimo grzechu niemożności zdemontowania główek i przyczepienia ich innym ludzikom gra jest bardzo dobra, więc można jej to „uchybienie” wybaczyć.

Jak łatwo wywnioskować z nazwy, gra zajmuje się sagą George Lucasa od strony duńskich klocków dla dzieci, tych mniej dziecinnych, bo dla tych bardziej są klocki Duplo – hmm, ciekawe jak by wyglądało Duplo Star Wars tak swoją drogą.

Jeżeli chodzi o fabułę, to w zasadzie mamy tutaj wiernie odtworzone trzy pierwsze, czyli te nowsze, epizody Gwiezdnych Wojen - Mroczne Widmo, Atak Klonów i wreszcie Zemstę Sithów, która wchodzi do kin już za kilka dni. Niestety, grupa Traveller’s Tales pominęła trzy starsze części, nie ma zatem szans na Luke Skywalkera, Leię czy innego Hana Solo. Jest tylko Chewabacca...


Autorzy w bardzo zgrabny sposób wyrzucili z filmów wszystko, co im nie pasowało do koncepcji gry, pozostawiając jedynie sceny akcji, walk i tak dalej – większość z nich zresztą mocno rozbudowali, bo oglądałem sobie Atak Klonów ostatnio jakoś i kurcze nie mogę sobie przypomnieć, żeby Obi-Wan walczył na Camino z jakimiś robotami, jak to jest tutaj przedstawione. Nic to jednak – wszystkie sceny są rozpoznawalne na pierwszy rzut oka mimo tego przekonstruowania oraz... klockowatości. Tak, właśnie klockowatości (cokolwiek by to dziwne słowo nie znaczyło). Wszystkie poziomy, mapki, trójwymiarowe modele i postacie skonstruowane są z wyżej wymienionych duńskich klocków. Autorzy poszli tylko na łatwiznę jeżeli chodzi o kreację krajobrazu – woda, ziemia, skały niestety nie są legoidalne w takim samym stopniu jak na przykład ruiny, ale z drugiej strony nie wiem jakiej maszyny by trzeba było, gdyby Traveller’s Tales uparli się wszystko skonstruować z kanciastych klocuszków, zamiast te mniej ważne miejsca pociągnąć lekkostrawną dla układów graficznych płaską teksturą.

Plusem tego podziału na elementy złożone z Lego i te w miarę klasycznie się prezentujące jest łatwość rozróżniania z czym możemy wchodzić w interakcje, a z czym nie. Mówiąc krótko – jeżeli coś jest klockowate, to znaczy że można to podnieść/przenieść/rozwalić/złożyć i tak dalej. Nawet legowate kwiatuszki na Naboo mogą zostać naruszone bynajmniej nie zębem czasu, lecz naszym wiernym i świetnym mieczem świetlnym (lub mocną Mocą). Po co walczyć z biedną florą leśną? W zasadzie powodów nie ma zbyt wiele, prócz tego, że każdy kwiatek, krzaczek tudzież skrzynka, lampa na ścianie i inna pierdółka zawiera w sobie całkiem pokaźny majątek w postaci plastikowych „pieniążków”, których zbieranie jest nie tylko fajną zabawą i swego rodzaju punktacją dla graczy. Po uzbieraniu odpowiedniej sumki w tychże kolorowych pchełkach, możemy dokonać jakichś szokujących zakupów w knajpie Dextera na Coruscant, która jest w zasadzie naszą bazą wypadową do kolejnych przygód. Kupować będziemy różniste bonusy w stylu domalowywanych wąsów czy przesadnie olbrzymich blasterów, albo też dodatkowe postacie, które razem z tymi odblokowanymi w toku rozgrywki dołączą do naszego dream-team’u.


Oczywiście, w trybie opowieści (Story Mode) nie możemy z tej ciągle rosnącej liczby naszych popleczników skorzystać. Każda misja przeznaczona jest dla konkretnych postaci – na przykład lądowanie na Naboo razem z armią inwazyjną droidów Federacji (roger, roger!) zarezerwowane jest dla Qui-Gona i Obi-Wana tylko, którzy zresztą po drodze spotykają Jar Jar Binksa i zamiast zamordować go na miejscu za kompletne bezguście i kaleczenie ludzkiej mowy... ehh, rozmarzyłem się, przepraszam. Na Camino poszukiwania Jango Fetta przeprowadzą Obi-Wan z namalowaną bródką oraz jego droid astronawigacyjny, a na takim Kashyyyk z trzeciego epizodu szaleć będą Yoda (dla kumpli ksywka „Gumowa Piłeczka”) oraz wspomniany już Chewabacca. Do podstawowej pary bohaterów czasami dołączają postacie znane, ale drugoplanowe, które zawsze w jakimś tam punkcie będą nam potrzebne. Gra bowiem skonstruowana jest jako najzwyklejsza w świecie platformówka, a miejsce logicznych zagwozdek zajmują sceny, w których musimy w odpowiedni sposób wykorzystać specjalne umiejętności danej postaci głównej tudzież właśnie jednej z towarzyszących.Tyle o Story Mode. Druga część gry to Free Play, czy powrót do zaliczonych już wcześniej poziomów, tym razem przeprowadzony w dowolnym składzie – nic więc nie stoi na przeszkodzie by połączyć siły Dartha Maula (którego kupimy sobie w sklepiku) i tego odrażającego Jar Jar Binksa, który niestety jako jedyny w grze potrafi skakać na nieporównywalnie duże odległości i wysokości. No, ale po co wracać? Otóż każda mapka skonstruowana jest tak, że nie ma szans na znalezienie wszystkich bonusów i zagarnięcie wszystkich pieniążków grając składem podstawowym w Story Mode. Bonusami zwykle są części modeli różnych gwiezdnowojennych pojazdów i machin bojowych, które po odnalezieniu składają się do kupy i pysznią na parkingu przed laboratorium, tfu, kantyną Dextera. Błeee, komu się będzie chciało wracać tylko po to, żeby odnaleźć jakieś tam bonusy? Zapewne większości graczy.


Gra się bowiem tak przyjemnie, tak bezproblemowo i relaksująco, że nie odejdziemy od monitora po zakończeniu zmagań w trybie Story Mode – to jest pewniak. To nie jest magia Gwiezdnych Wojen, która owszem, obecna jest w dużej ilości – to jest magia bardzo fajnej platformówki, w którą chce się grać, grać i grać, pomimo tego że jest prosta i nie wymaga angażowania większej części komórek mózgowych. A może właśnie dlatego gra się tak przyjemnie? Psychologiem nie jestem, więc się nie wypowiem.

Żywotność gry znakomicie wydłuża granie w dwie osoby. Do takiej kooperacji Lego Star Wars jest zresztą zaprojektowane od początku do końca – każda misja rozgrywana jest przecież parą klockowatych herosów, prawda? Przed zabawą w dwójkę radzę zaopatrzyć się jednak w co najmniej jeden gamepad, bo choć technicznie rzecz biorąc granie na klawiaturze „na cztery ręce” jest możliwe, to skrajnie niewygodne – niech choć jedna osoba miętosi pada w dłoniach, a najlepiej obie. Wtedy Lego SW zamienia się w prawdziwą kopalnię grywalności – będziecie przechodzić po kilkanaście razy każdą mapkę, ot, dla samej przyjemności rozwalania armii droidów coraz to inną postacią.

Jeżeli chodzi o oprawę techniczną, to widać że gra jest kuzynem swoich konsolowych wersji. Owszem, dodano na PC trochę efektów graficznych, o których konsolowcy mogą tylko pomarzyć, ale to jest prawie niezauważalny margines. Na szczęście przy tej klockowej stylizacji tak naprawdę ilość polygonów i jakość tekstur nie jest ważna – Anakin i tak będzie miał namalowaną buźkę oraz płaski brzuch i kwadratowe stopy, prawda? To co najważniejsze jest na odpowiednim poziomie – animacja postaci na przykład. Klockowe ludziki ruszają się trochę bardziej płynnie i elastycznie niż by to wynikało z ich plastikowej, modułowej budowy, ale nie są to animacje aż tak zaawansowane, byśmy zapomnieli, że to nie są normalne osoby elektroniczne, wyposażone w skomplikowany szkielet z kilkunastoma możliwymi punktami zgięcia. Ogólnie grafika pasuje jak ulał do klimatu i konwencji, więc możemy zapomnieć o czepianiu się, że nie jest zbyt wymyślna.


Pod względem muzycznym mamy tutaj starwarsowy standard – John Williams za każdym rogiem, buczenie mieczy świetlnych w każdym kącie, palba blasterów na każdym kroku. Autorzy zrezygnowali z obsadzania ról poszczególnych postaci aktorami filmowymi, a zamiast wynajmować jakiegoś ziutka żeby podkładał głos pod Księcia Dooku czy Palpatine’a wymyślili, że postacie w przerywnikach filmowych posługiwać się będą odpowiednio intonowanym i nacechowanym emocjami... mamrotaniem, dość podobnym do niby-mowy z The Sims, tylko jeszcze mniej ubogim w słowa, a bogatszym w pomruki, ciamkania, jęki, westchnienia i tym podobne niewyraźne, ale bardzo zabawne naśladowanie języka. Bardzo dobrze wpasowuje się ta „gadka” w ogólnie wesoły klimacik gierki, w której na przykład Qui-Gon strofuje Obi-Wana dając mu w ucho od czasu do czasu.

Podsumowując, Lego Star Wars to gierka lekka, łatwa i przyjemna, a do tego straszliwie wciągająca prostotą gameplaya. Niecodzienna stylizacja na klocki Lego nadaje grze oryginalności, a wyciśnięta do maksimum licencja Lucasa błyszczy tutaj nie gorzej niż w jakimś Republic Commando. Jeżeli dysponuje się padem oraz partnerem do gry w wieku dowolnym od lat 4 w górę (płeć też nie gra roli) to zakup jest wielce wskazany.


Ocena ogólna: 8.4
Moja ocena: 8.4


Copyright by Nomay™ 2006